na co masz czas

Wkurzyłam się i to poważnie.

Najpierw na siebie. Bo po świętach totalnie nie potrafiłam się zdyscyplinować i czas przeznaczony na pracę marnowałam na pierdoły.
A to chwilka fejsika. Ooo, ciekawy artykuł o karierze – to przecież nie prokrastynacja, tylko inspiracja. Aj, nienajlepiej się czuję, chyba lepiej się położyć.

Trwało by to dalej, gdyby nie rozmowa z coachem. Pracuję z nią nad rozwojem swojego biznesu. Uświadomiła mi, że w “normalnej pracy” takie coś by nie przeszło:

Szefie, ja dzisiaj sobie odpuszczam, bo nie mam weny.
Szefie, bo ja dostałam dzisiaj okres, to popracuję tylko godzinkę.
Szefie, dzisiaj mi się po prostu nie chce, nie przyjdę…

…tymczasem prowadząc własny biznes, dajemy sobie na takie działania przyzwolenie. W końcu jestem własnym szefem!
No właśnie, szefem. Nie tylko mam przywileje, ale muszę też rozliczać podwładnych (samą siebie) z wykonywanych obowiązków! Od tamtej pory dużo więcej robię w ciągu dnia. Niby nic się nie zmieniło, czas się nie rozciągnął…

A potem wkurzyłam się na koleżankę i wszystkie jej podobne kobiety.

Spotkałyśmy się na kawie w naszej ulubionej kawiarni. Ploteczki, plotunie, babskie pogawędki. Trochę o mazidłach – i pochwaliła się, że znalazła ostatnio taaaki fajny blog o kosmetykach, które są tanie, ale lepsze od drogich (“No słuchaj, prawie całego bloga w jeden wieczór przeczytałam!”). Trochę o serialach – ja oczywiście zajarana Black Mirror, ona stwierdziła, że fajny, ale za krótki (“Bo ja to wiesz, najlepiej lubię tak ciągiem cały weekend przeleżeć z jednym serialem”). Trochę o gotowaniu – ja unikam jak mogę, ona w sumie też, ale lubi oglądać takie krótkie filmiki o szybkich potrawach (Ja: “A wykorzystałaś chociaż te przepisy?”, ona: “Haha, niee!”).

A potem zaczęła narzekać na swoją pracę.

Że nudno, że podwyżki na nowy rok to był śmiech na sali, że pracy jest za dużo na tak mały zespół, ale nie chcą nikogo nowego zatrudnić. No i myśli o zmianie tej pracy, ale się boi…

No to mi oczywiście od razu zapaliła się lampka, od tego przecież jestem, i pytam, czy była ostatnio na moim blogu, bo o tym pisałam, no i mam zaraz webinar na ten tem…

No taak, ja wiem, ja lubię Twojego bloga, ale wiesz, ja ostatnio zupełnie NIE MAM CZASU…

Nosz jasna cholera, jak się we mnie zagotowało! Na totalne pierdolety masz czas, możesz przeleżeć cały weekend oglądając serial, ale żeby zająć się czymś, co naprawdę ma wpływ na Twoje życie, to nie masz czasu?!

Ale nie powiedziałam jej tego. Opanowałam się, przerwałam jej wywód o tym, jaka jest zajęta i spytałam:

A na co masz czas?

Nie, nie będzie teraz inspirującego zakończenia, że postanowiła całkowicie zmienić swoje życie od jednego mojego pytania 🙂 Chciałabym, żeby to tak działało. Zatrzymała się, spojrzała, jakby zrozumiała, do czego piję, ale nie zrozumiała, dlaczego. Wróciła jednak do malowania obrazu zajętej pracoholiczki.

Tak, potrzebny jest Ci czas zarówno na rozrywkę, jak i rodzinę. Na złapanie oddechu i kawusię z przyjaciółką. Nie jesteś robotem. Ale do cholery, wygospodaruj sobie choć trochę czasu na to, co naprawdę dla Ciebie ważne! Wątpię, że są to losy bohaterów serialu. Wątpię, że obchodzi Cię to bardziej niż Twoje własne życie i jego jakość.
Albo nie rób nic. Tylko nie płacz, że nie jesteś w miejscu, w którym chcesz być.