2 lata careerUP minęło jak… no, może nie jeden dzień, ale na pewno bardzo szybko! Mam ostatnio tak pędzące uczucie czasu, że naprawdę jestem zaskoczona, że to już. A jak rocznice, to czas na pewne podsumowanie. Wpis dość osobisty, ale ze wskazówkami dla wszystkich myślących o własnym biznesie.
W tym wpisie...
Co dziś zrobiłabym inaczej, zaczynając prowadzić careerUP?
Szybciej nauczyłabym się planować i organizować swoją pracę
We własnym biznesie strategia, plan i umiejętności organizacyjne są kluczowe, by działania przynosiły jakiekolwiek efekty. Nawet nie: zamierzone efekty, tylko jakiekolwiek!
Pracując w korporacji byłam bardzo dumna z tego, jak świetnie potrafię organizować sobie czas pracy. Maile ustawiałam według priorytetów, blokowałam sobie czas w kalendarzu na poszczególne zadania, wszystko było zrobione na czas, a i tak zawsze znalazłam chwilę na kawkę i ploteczki.
I co? Wszystko to jak krew w piach, bo okazuje się, że na swoim organizacja czasu wygląda zupełnie inaczej!
Dlatego, że nikt nie podsyła Ci zadań do wykonania – sama musisz je sobie wymyślić! Stąd właśnie potrzebna jest strategia, bo ze strategii powstają konkretne projekty, projekty dzielisz na zadania, a je na konkretne czynności… I nikt Ci nie mówi, co jest priorytetem. Wszystkie te narzędzia typu flagi w Outlooku czy blokowanie czasu w kalendarzu oczywiście, przydają się… ale dopiero, gdy wiesz, CO robisz. Tego nie wiedziałam od początku.
Nie zachłysnęłabym się wolnością
Z tematem planowania i organizacji bardzo mocno wiąże się dyscyplina. Gdybym zaczynała od nowa, to… nie zachłysnęłabym się tak wolnością. Chciałam odetchnąć od kieratu i dać sobie trochę tej wolności – w końcu to dla wolności zakładałam firmę, tak? Cóż, jeśli dasz sobie w biznesie tej wolności za dużo, to w końcu okaże się, że nie robisz tyle, ile byś chciała, nie zarabiasz tyle, ile byś chciała… Ale za to wysypiasz się tyle, ile byś chciała i odpoczywasz tyle, ile byś chciała 😉 Leżeniem się biznesu nie robi. Nie masz szef na sobą? Jak to… a Ty? 🙂
Zaczęłabym odważniej
Na samym początku dość trudno było mi mówić o tym, co robię, jak to robię, z kim to robię i po prostu promować swoje działania. Mimo tego, że byłam (i jestem!) szczerze przekonana, że to, co robię, ma sens i autentycznie mam szansę pomóc innym zmienić życie, ciężko było mi się przełamać. Myślałam, że jak będę robić swoje i będę robić to dobrze, to w końcu ktoś mnie zauważy. Niestety, tak to nie działa – jak niby świat ma się o Tobie dowiedzieć, gdy wszystko trzymasz dla siebie?
Zaczęłabym z większymi stawkami
Chyba większość osób zaczynających swój biznes ma ten problem. Chcemy z jednej strony w ogóle zaistnieć na rynku, a drugiej mamy mniejsze doświadczenie, niż brylująca na rynku od lat konkurencja, więc zaczynamy od niższych stawek. OK, zacznij od niższych, ale nie niskich! I tak bywało, że wołałam 149 zł za CV, nad którym siedziałam 6 godzin. Stawka na godzinę wychodziła mi więc niższa, niż w korporacji, a przecież miało być więcej… Pamiętaj, zakładając biznes, dbaj o siebie – również finansowo.
Znalazłabym swoje sposoby na stres
Skok na głęboką wodę, którym było porzucenie etatu, a potem próby utrzymania się na tej wodzie sporo mnie kosztowały. Każdy kolejny nowy pomysł, każda kolejna kampania to mnóstwo stresu, często też presja czasu. Bywało, że miałam problemy ze snem, a 6 przespanych pod rząd godzin było luksusem… I nie miałam żadnej odskoczni, która pomogłaby mi sobie z tym radzić. Od początku biznesu musisz wiedzieć, jak spuszczać z siebie powietrze i planować to – tak, dosłownie wpisać sobie w kalendarz, jeśli potrzebujesz! I dawać sobie czas, podczas którego nawet nie myślisz o swojej firmie. Jest to trudne, bo w końcu w jednoosobowej działalności firma to Ty, Ty to firma. Ale bez tego zwiariujesz.
Prowadziłabym dziennik sukcesów
Czasami wpadałam na jakiś genialny pomysł nowego produktu, wypuszczałam go… i okazywało się, że tłumów to on nie porwał. Czasami przeprowadzałam bardzo udaną sesję wstępną z klientem, a potem on jednak nie decydował się na dłuższą współpracę. Wszystkie takie małe porażki bardzo negatywnie na mnie wpływały i nie raz mi się zdarzało, że chciałam to wszystko rzucić w cholerę…Nie zauważając, ile po drodze ciekawych rzeczy dokonałam!
Teraz żałuję, że od pierwszego dnia działalności nie prowadziłam dziennika sukcesów, w którym zapisywałabym nawet drobne sukcesiki, nawet każdy nowy lajk na Fejsie. Pomaga to udowodnić sobie, że wcale nie jesteś taka beznadziejna i masz mnóstwo rzeczy, którymi możesz się chwalić! Teraz nadrabiam i wypisałam sobie wszystkie sukcesy, które pamiętam od początków careerUP. Sporo tego!
Rzeczy, które cieszę się, że zrobiłam!
No właśnie, żeby nie było tak, że same złe rzeczy za mną 🙂 Oto, z czego jestem dumna:
Szybko rzuciłam etat
Znam osoby, które już od kilku lat ciągną etat razem z prowadzeniem własnej działalności. W rezultacie są przemęczone, biznes właściwie jest z tych wacikowych, a na etacie też nie dają z siebie wszystkiego. Brakuje im tylko odważnej decyzji, dzięki której biznes mógłby rozkwitnąć. Ja etat rzuciłam już po 3 miesiącach od założenia działalności.
Wiadomo, że na początku było ciężko pod względem finansowym i czasami (ale tylko z tego względu!) żałowałam tego kroku, ale wracając po 8 godzinach pracy do domu nie miałam ani czasu, ani energii na rozwój biznesu. Wiedziałam, że gdy nie odetnę tego cudownego, stałego źródełka dochodów, mój biznes będzie non-stop w fazie hobby. A nie o to chodzi!
Wzięłam udział w mastermind
Mastermind to grupa osób o podobnym celu, która spotyka się regularnie i dzieli się pomysłami, inspiracjami i podpowiedziami, by wspólnie sobie pomagać. Natrafiłam kiedyś na ogłoszenie na jednej z grup na Facebooku, że pewna dziewczyna poszukuje kilku dziewczyn z Wrocławia, które myślą o założeniu własnego biznesu i chciałyby wzajemnie się wspierać. Odpisałam od razu, dosłownie nie zastanawiałam się ani przez chwilkę. I tak zebrała się grupa 5 wspaniałych kobiet, którym zawdzięczam to, że w końcu odważyłam się i założyłam firmę. Wszystkim polecam tę formę pracy nad różnymi swoimi celami!
Przed założeniem firmy budowałam swoją markę osobistą
Marka careerUP pojawiła się w internecie na 6 miesięcy przed formalnym założeniem działalności gospodarczej. Dzięki temu mogłam jeszcze przed startem zadbać o to, by ludzie mnie kojarzyli, widzieli, że znam się na rzeczy i zaufali mi. To z bloga przyszedł do mnie pierwszy “niepolecony” klient (wcześniej zgłaszali się znajomi i znajomi znajomych).
Jeśli obawiasz się, że nikt nic od Ciebie nie kupi, bo nikt Cię nie zna – najpierw daj się poznać. Dziel się wiedzą totalnie za darmo (oczywiście w ograniczonym zakresie), by dać się poznać jako specjalista, któremu warto zaufać. To naprawdę nie takie trudne!