Czy można założyć miejsce warsztatowe pod wcale nie takim dużym miastem i mieć zabukowany niemalże każdy weekend?
Można. I przekona Was o tym Karolina Buszkiewicz, właścicielka miejsca warsztatowego i marki Dobrze Tu. Z Karoliną rozmawiam też o wewnętrznym krytyku, o samowspółczuciu i o systemie wewnętrznej rodziny.

Karolina Buszkiewicz jest psycholożką, coachem i trenerką. Uczy kobiety samoakceptacji i traktowania siebie z czułością i łagodnością. Wspiera je w budowaniu zdrowego poczucia własnej wartości, dbaniu o swoje potrzeby i troszczeniu się o siebie. Pomaga im zmieniać krytyka wewnętrznego w wewnętrznego wspieracza. Od ponad roku prowadzi kameralne i klimatyczne miejsce warsztatowe w Wielkopolsce, pod Kaliszem.


Notatki do odcinka


Spodobało się? Pomogłam Ci?
Postaw mi kawę, bym mogła tworzyć więcej treści! 🙂
Wypiję za Twoje zdrowie 🙂


Transkrypcja – podcast do czytania

Cześć! Z tej strony Emilia Wojciechowska. Jestem trenerką mentalną małych biznesów i prowadzę dla Ciebie podcast „Niezarobiona jestem”, w którym uczę jak osiągać więcej, stresując się mniej. Odcinek 30: Dobrze tu. Rozmowa z Karoliną Juszkiewicz. Czy można założyć miejsce warsztatowe pod wcale nie takim dużym miastem i mieć zabukowany niemalże każdy weekend? Można. I przekona Was o tym Karolina Buszkiewicz, właścicielka miejsca warsztatowego i marki Dobrze tu. Z Karoliną rozmawiam też o wewnętrznym krytyku, o samowspółczuciu i o systemie wewnętrznej rodziny.

Moja dzisiejsza gościni, Karolina Buszkiewicz, jest psychologiem, coachem i trenerką. Uczy kobiety samoakceptacji i traktowania siebie z czułością i łagodnością. Wspiera je w budowaniu zdrowego poczucia własnej wartości, dbaniu o swoje potrzeby i troszczenie się o siebie. Pomaga im zmieniać krytyka wewnętrznego w wewnętrznego wspieracza. Od ponad roku prowadzi kameralne i klimatyczne miejsce warsztatowe w Wielkopolsce, pod Kaliszem. Zapraszam do wysłuchania naszej rozmowy.

EW:: Hej Karolina, Witam Cię serdecznie w moim podcaście.

KB:: Cześć!

EW:: Bardzo się cieszę, że jesteś. Bardzo się cieszę, że przyjęłaś moje zaproszenie. No i za chwilę powiem w ogóle co Ty tu robisz w moim podcaście, bo to nie przypadek… Choć w sumie można powiedzieć, że troszkę przypadek zdecydował, ale myślę, że tak miało być. Także za chwilę opowiem jak się poznałyśmy i jak doszło do tego, że nagrywamy tę rozmowę. Ale zanim przejdziemy do tej rozmowy, to ja zapraszam zawsze moich słuchaczy do wspólnego oddechu czy jakiegoś krótkiego ćwiczenia na uważność. I ponieważ wiem, że Ty również zajmujesz się uważnością, czy wplatasz te elementy uważności do swojej pracy, to zapraszam Ciebie, żebyś zaprosiła nas na jakieś krótkie ćwiczenie, by zarówno nam się lepiej rozmawiało, jak i słuchaczom się lepiej słuchało.

KB:: [wizualizacja prowadzona]

EW:: Super pięknie. Mam nadzieję, że tak jak i ja, bo oczywiście wykonywałam to ćwiczenie, tak i słuchacze są teraz w trochę innym miejscu, a przynajmniej są w tym miejscu, w którym właśnie są, czyli tu i teraz. Dzięki piękne, Karolina! To było bardzo fajne. Zobaczcie jakie krótkie ćwiczenie, takie uziemiające, i myślę, że od razu czujecie, że coś się zmieniło, że jest trochę inaczej niż było przedtem. Super, pięknie. Karolina. To jak się poznałyśmy? Bo to jest taka fajna historia. Ja obserwowałam Ciebie już od jakiegoś czasu, ale nie na tyle, żeby się zagłębić jakoś w Twoją historię. Ogólnie wiedziałam czym się zajmujesz, ale dopiero jak Agata Dutkowska z Latającej Szkoły opisała Ciebie na stories i że taką fajną rzecz zrobiłaś, bo otworzyłaś swoje miejsce warsztatowe pośrodku niczego, gdzieś pod Kaliszem w Wielkopolsce i że chciałaby, żeby ktoś z Tobą przeprowadził wywiad, bo ona nie ma na to czasu, to pomyślałam, że hej! Że w sumie mój podkast to jest właśnie takie miejsce, gdzie zapraszam osoby, które w pewien sposób mnie inspirują, ciekawią, które robią ciekawe rzeczy i które mogą się podzielić jakimiś takimi wskazówkami. Zgodnie z tym, o czym ja mówię. I wtedy właśnie zagłębiłam się w to, co robisz, no i w to właśnie, że faktycznie założyłaś swoje miejsce warsztatowe niemalże pośrodku niczego, gdzieś pod miastem. I jestem ciekawa w ogóle tej historii, jak to się w ogóle zadziało, że tak teraz prowadzisz właśnie Dobrze tu – miejsce.

KB:: Tak, rzeczywiście Agata nas połączyła i ja też Ciebie od dawna obserwowałam, głównie na Instagramie. Ja się zastanawiam, czy my się też przypadkiem nie znamy z tej samej edycji. Ty byłaś w Latającej Szkole?

EW:: Byłam.

KB:: Bo ja tam zabawiłam trzy edycje i mam wrażenie, że w tej trzeciej edycji mogłyśmy być razem. Tylko, że ja już byłam wtedy dosyć mało aktywna, ale takie mam wrażenie, to później sprawdzę w grupie.

EW:: Dobra.

KB:: A jeśli chodzi o miejsce warsztatowe, to ja je sobie po prostu w pewnym momencie wymarzyłam i do tego prowadziły bardzo różne różne ścieżki i bardzo nieoczywiste ścieżki. No i finał jest taki, że to miejsce jest i działa już od ponad roku i też działa tak, że ja właściwie jestem zaskoczona, że w pierwszym roku już udało mi się je tak fajnie rozkręcić. I to się jakoś wszystko tak składa, że ja mam poczucie, że dużo rzeczy się dzieje w tym miejscu. Trochę tak bez wysiłku. Ja mam dużo takich doświadczeń, gdzie przy wielu elementach jakoś tak się musiałam bardzo narobić, żeby coś działało, to tutaj wcale się nie musiałam aż tak bardzo narobić. I to jest też ciekawe. I tak, miejsce jest zlokalizowane w Wielkopolsce, pod Kaliszem. Ja pochodzę z Kalisza i wróciłam tutaj 4 lata temu.

Natomiast przez kilkanaście lat mieszkałam w dużych miastach. Przez 5 lat byłam w Poznaniu, przez 9 lat w Warszawie i ta Warszawa już była dla mnie trochę za szybka. Od początku była za szybka, tylko ja się do niej przystosowałam. Natomiast w którymś momencie podjęłam decyzję, że ja nie chcę tak żyć, że ja chcę żyć wolniej. I rzeczywiście na wsi jest mi dużo lepiej i oczywiście są jakieś elementy, z którymi tęsknię, ale po prostu czasem sobie gdzieś jeżdżę i z nich wtedy korzystam. Ale tak na bieżąco na wsi czuję się lepiej. No i tutaj właśnie na wsi stworzyłam swoje miejsce i tak jak powiedziałaś, trochę pośrodku niczego. I nawet sporo osób było takich trochę sceptycznych. Czy ja, czy ja na pewno to przemyślałam i czy to się w ogóle uda, czy to zadziała? No i zadziałało.

EW:: Super! A co było pierwsze? Przeprowadzka tam czy marzenie o tym miejscu?

KB:: Na pewno pierwsza była decyzja o przeprowadzce. To pamiętam. I ja na tę przeprowadzkę sobie też dałam sporo czasu, że miałam takie pół roku, gdzie byłam trochę jeszcze w Warszawie, trochę tu. I tak sobie byłam na przykład tydzień tu, tydzień tam, dwa tygodnie tu, dwa tygodnie tam i dałam sobie taki etap przejściowy. I nie pamiętam, w którym momencie przyszło do mnie to marzenie. Natomiast na pewno już po decyzji o przeprowadzce, ale nie pamiętam, czy po samej przeprowadzce, być może jeszcze przed przeprowadzką. Czyli jak już byłam w tym moim przejściowym etapie.

EW:: A skąd się wzięło to marzenie? Dlaczego akurat właśnie takie miejsce na warsztaty?

KB:: Przede wszystkim ja już od jakiegoś czasu prowadziłam warsztaty, głównie dla kobiet. Ja się śmieję, że niezależnie od tego, jak ja się komunikuję, co piszę, jak piszę, to tak się wydarza, że najczęściej przychodzą kobiety. I wcześniej to było tak, że ja jeździłam po Polsce i prowadziłam te warsztaty w różnych miejscach i robiłam to też na tyle sprytnie, że często po prostu robiłam warsztaty przy okazji tego, że ja gdzieś jechałam z jakimiś tam swoimi osobistymi planami. Po prostu to łączyłam ze sobą tak, żeby nie jeździć specjalnie, Ale i tak tych wyjazdów było bardzo dużo. I pomyślałam o tym, że fajnie byłoby to odwrócić, czy żeby to inne osoby przyjeżdżały do mnie.

I pamiętam jak kiedyś oglądałam jakąś gazetę wnętrzarską i pamiętam jak zobaczyłam tam zdjęcie kuchni. I pomyślałam: „no taką chciałabym mieć kuchnię!”. I że ona była taka bardzo domowa, ciepła. Teraz mam właściwie zupełnie inną kuchnię, ale tak naprawdę chodziło o ten klimat. I że chciałam stworzyć takie miejsce, które będzie właśnie takie ciepłe, klimatyczne, takie, w którym można się dobrze poczuć i spędzić dobrze czas. No i rzeczywiście takie miejsce stworzyłam, więc też mi zależało na tym, żeby to nie były takie sale szkoleniowe, jakieś takie często sale szkoleniowe są, takie z szarymi ścianami i takie krzesła bardziej szkolne i to w ogóle nie o taki klimat mi chodziło, tylko właśnie, żeby to było takie miejsce z duszą, że się przyjeżdża i naprawdę chce się tu być.

I miałam poczucie, że też takich miejsc, właśnie stricte pod warsztaty psychologiczne, tak naprawdę nie ma. Dużo, dużo jest miejsc takich bardziej jogowych na przykład. Ja też sama często jeżdżę na wyjazdy jogowe, więc też miałam okazję tego sporo doświadczyć. I też bazując na tych różnych doświadczeniach, które miałam z innych miejsc, stworzyłam to swoje miejsce i stworzyłam je też bardzo pod siebie, więc też jest kameralne. Ja bardzo lubię pracować z małymi grupami, więc dla mnie idealna grupa warsztatowa to jest 6-8 osób. Wiem, że wiele osób lubi pracować z większymi grupami. Ja nie lubię, bo wtedy mi się jakoś tak…

Jak mam taką małą grupę, to pracuję jednocześnie z grupą, ale też każdą osobę wtedy dość szybko poznaję i do każdej mogę jakoś dostosować jakieś rzeczy, które mówię. Natomiast jak ta grupa jest większa to mi się wszyscy po prostu jakoś mieszają i ja wtedy widzę właśnie grupę jako całość, ale tracę z pola widzenia pojedyncze osoby, a nie chcę w taki sposób pracować, żeby mi się wszyscy mieszali. Dlatego miejsce jest takie, żeby mi pasowało, ale jednocześnie okazało się, że też inne osoby też je wynajmują. Czasem mówią, że chciałyby trochę większe, ale akurat tego nie planowałam. No więc jakoś tak wyszło. Dwa w jednym, że i ja swoje warsztaty tu prowadzę i też wynajmuję to miejsce na warsztaty innych osób.

EW:: Zdecydowanie masz rację z tym, że brakuje takich fajnych miejsc na warsztaty. Ja jestem już po jednych swoich warsztatach wyjazdowych i faktycznie, o ile łatwo było znaleźć jakieś takie jogowe, ale też raczej większe miejsca, to takich mniejszych właśnie dla kameralnych grup za dużo nie ma. Już nie wspominając o tym, że chociażby jak chce się zrobić warsztat w dużym mieście, gdzie teoretycznie powinny być różne możliwości, to takiego miejsca z duszą, gdzie faktycznie grupa się może poczuć tak ciepło, kameralnie, komfortowo to też ze świecą szukać, bo właśnie głównie są te sale szkoleniowe, o których mówisz. Więc jeśli ktoś nas słucha, kto myśli o jakimś swoim własnym miejscu, to brakuje miejsc z duszą, ciepłych, jakichś fajnie urządzonych w dużych miastach – i myślę, że w małych też, bo tam też jest zapotrzebowanie na takie spotkania, więc otwierajcie takie miejsca!

Okej, Karolina, czyli dla siebie trochę, ale właśnie, żeby też, żebyś ty nie musiała po Polsce jeździć. Sceptycyzm innych osób, że jak to w takim miejscu, bo zazwyczaj się myśli, że się jeździ na takie warsztaty w góry, nad jezioro, do lasu, tak, a tu takie miejsce pod Kaliszem. I z drugiej strony tak mówisz, że wszystko jest takie proste i jakby samo się teraz zaczęło układać. Więc jak myślisz, co jest czynnikiem, który właśnie sprawia, że teraz jest tak lekko, fajnie i że samo się robi?

KB:: Wiesz co, tutaj jest kilka czynników. To znaczy tak, że… Trudno mi to przechodzi przez gardło, ale jednym czynnikiem jestem ja. Dużo osób mówi, że przyjeżdża dla mnie i osoby, które już mnie znają, mają do mnie zaufanie. I albo już na czymś u mnie były, albo chociażby znają mnie z internetów, często na przykład z webinarów. No to jeżeli jest tak, że ja im pasuję jako osoba, to często mówią, że przyjeżdżają dla mnie. Druga rzecz jest taka, że to miejsce naprawdę wielu osobom się podoba. W zeszłym roku też była u mnie ekipa Wnętrza Zewnętrza z kanału na YouTube. I w ogóle ja sobie przeglądałam inne filmiki i często jest tak, że są i komentarze pozytywne i negatywne, i tych negatywnych bywa naprawdę sporo, nawet jeżeli oni pokazują jakieś fajne miejsce.

Ale dużo osób potrafi się do czegoś przyczepić i też często to są bardzo subiektywne rzeczy, ale często te komentarze są takie nie brzmiące subiektywnie, tylko tak bardzo oceniające. I ja byłam zaskoczona, bo pod moim filmikiem właściwie były same pozytywne komentarze i naprawdę dużo osób, przyjeżdżając tutaj i widząc np. to nagranie, czy widząc zdjęcia, które publikuję w internecie, to dużo osób pisze, że im się to miejsce bardzo podoba. I nawet jeżeli swój styl mają inny, to i tak im się podoba. I dużo też osób, naprawdę często mi się to zdarza, że ktoś mówi, że może tu zostać na dłużej albo może tu mieszkać. I właściwie niektórzy to już tak mówią, kogo by w jakim pokoju zmieścili. Więc naprawdę jest na tyle domowo, że dużo osób naprawdę mówi, że mogłoby tu mieszkać.

No więc to jest na pewno też ważny czynnik. No bo też fajnie jechać do miejsca, do którego po prostu ma się ochotę pojechać, bo ono się podoba. No więc to też dobrze działa. No i de facto ta lokalizacja w jakimś sensie też działa dosyć dobrze, bo to jest, powiedzmy, mniej więcej środek Polski, więc generalnie z każdej strony Polski nie jest jakoś bardzo daleko. Więc jeśli chodzi o ten przyjazd do mnie, no to zazwyczaj nie jest to jakoś wielkie wyzwanie. I też jest tak, że do samego miejsca warsztatowego jest 10 kilometrów od dworca, więc nie jest jakoś ciężko dotrzeć.

Generalnie ta logistyka jest dosyć prosta, a jeśli chodzi o wynajem, to mogłoby się wydawać, że to nie jest jakaś atrakcyjna lokalizacja, ale właściwie okazuje się, że ona w pewnym sensie jest atrakcyjna, bo po prostu w tych okolicach nie ma tak dużo takich miejsc. Więc Kalisz jest 2 godziny od Poznania, od Łodzi i od Wrocławia i na przykład pod Wrocławiem, gdzieś tam od Wrocławia na południe, takich miejsc jest dużo. Natomiast jeśli chodzi o Poznań i Łódź, to dosyć często od osób z tych miast, które wynajmują to miejsce, to one często piszą, że o, właśnie, brakowało mi czegoś takiego właśnie w połowie drogi między Poznaniem a Wrocławia albo Poznaniem a Łodzią, tak żeby osoby i z tych, i z tych miast miały blisko i nie musiały jechać gdzieś tam właśnie na któryś z krańców Polski. I nagle się okazuje, że to właściwie jest też mocną stroną.

EW:: Super, czyli sami klienci mówią, że że im się to podoba. Czyli jakby ten sceptycyzm, to pewnie ktoś myślał sobie o tych wszystkich, które już istnieją, a nie pomyślał o tym, że to jest taka nisza, którą wypełniasz i że klienci właśnie tego potrzebują. Super! Ok. Jak wygląda tak na co dzień Twoja praca związana z utrzymaniem tego miejsca i z promowaniem go?

KB:: Tak w ogóle to, jak wygląda moja praca, bardzo się zmieniło od czasu, kiedy to miejsce działa. Wcześniej było tak, że ja miałam sporo pracy przy komputerze. Ja też prowadzę sesje coachingowe, które zazwyczaj prowadzę online. Właściwie tak bym powiedziała, że 95% tych sesji jest online. No i wiesz, wszystkie takie działania związane właśnie z marketingiem, z pisaniem różnych treści, były przy komputerze, więc generalnie wcześniej to było tak, że ja byłam naprawdę dużo czasu przy komputerze, jeśli chodzi o ten czas związany z pracą. Natomiast od kiedy działa miejsce warsztatowe, od kiedy już się tak rozkręciło, że naprawdę często się tutaj coś dzieje, no to jest tak, że warsztaty najczęściej dzieją się tutaj w weekendy. Najczęściej to jest piątek-niedziela. I albo to są moje warsztaty, albo właśnie takie, gdzie wynajmuję to miejsce. I też jest tak, że wtedy, kiedy wynajmuję, to ja też gotuję.

Więc tak, czasem jestem psycholożką, coachem i trenerką, a czasem jestem kucharką. Ale to jest ciekawe, bo to trochę tak wyszło przez przypadek. Natomiast jest tak, że ja też jakoś się dobrze sprawdzam w tym gotowaniu i wiele osób mówi, że to jest naprawdę smaczne. Nawet w ten weekend miałam warsztaty. Jedna osoba powiedziała, że była już w wielu miejscach i że jeszcze nigdy nie było tak smacznie, więc to się też jakoś tak mimochodem ujawnił jakiś mój talent, którego ja też bardzo dużo na co dzień nie wykorzystuję, bo na co dzień mi się nie chce tyle gotować. Ale nawet teraz jest tak, że właściwie od piątku do niedzieli najczęściej tutaj są warsztaty i tym jestem zajęta. I to jest właśnie zmiana rodzaju pracy, bo to jest taka bardzo praca na żywo i w kontakcie z ludźmi. Więc właściwie w ogóle wtedy nie jestem przy komputerze. Później to, co już sobie wypracowałam, w poniedziałek i wtorek sobie robię weekend, bo gdyby nie to, to okazałoby się, że ja w ogóle nie mam weekendów. Tak więc poniedziałek i wtorek to często jest mój dzień wolny i wtedy zostaje mi właściwie środa na takie rzeczy komputerowe i na sesje, czasem czwartek. No i właściwie czwartek to już jest czas przygotowania do tych następnych warsztatów. Jeżeli w kolejnym tygodniu też są, a właściwie wiele tygodni jest takich, że naprawdę co tydzień się coś działo.

Zapytałaś też, jak wygląda promowanie tego miejsca. To jest tak, że ja bardziej promuję swoje warsztaty, czyli wtedy, jeżeli prowadzę zapisy na jakieś warsztaty, to więcej mówię o tych warsztatach, natomiast miejsca jako takiego ja nie mam poczucia, że ja je w ogóle jakoś promowałam. Zrobiłam kilka rolek na Instagramie i wrzuciłam te rolki i one jakoś tam fajnie się niosły. Natomiast ja w ogóle w żadnym momencie nie ogłaszałam, że wynajmuję to miejsce na stronie internetowej, poza tym, że w zakładce warsztaty jest ten filmik i są zdjęcia, gdzie jest pokazane gdzie prowadzę te warsztaty.

Nie mam w ogóle strony miejsca warsztatowego jako takiej, nigdzie nie ma cennika, jakby to w ogóle nie istnieje. Natomiast informacja o miejscu po pierwsze roznosi się przez zdjęcia: i z samego miejsca, i z warsztatów, po drugie: pocztą pantoflową. No i tych wynajmów w tym roku miałam naprawdę sporo. Właściwie ja bym powiedziała, że ich było tak w sam raz, jeśli chodzi o to, że czasem też chcę mieć po prostu wolny weekend, ja sobie gdzieś jadę albo coś robię. No to tak naprawdę tych moich warsztatów i tych wynajmu było tyle, że zapełniły mi cały kalendarz pomiędzy tymi weekendami, które chciałam mieć dla siebie. I po prostu osoby zgłaszają się same do mnie i piszą, że „ojej, jakie piękne miejsce! Czy Ty je też wynajmujesz?” No i ja wtedy piszę „tak” i proszę o maila i wtedy wysyłam ofertę. No i właściwie wszystkie wynajmy, poza jednym, w ten sposób się odbyły. Jeden był taki, że osoba, którą znam, napisała na Facebooku, że szuka miejsca na swoje warsztaty. Ja po prostu jako jedna z osób odpisałam w komentarzu, że może u mnie.

EW:: No to świetnie, gratulacje! Na przyszły rok już są rezerwacje też?

KB:: Już się zaczynają. To jeszcze nie jest tak, żebym miała już cały rok obłożony – i chyba nawet bym nie chciała mieć już wszystkiego zaplanowanego, tak żebym mogła też swoje rzeczy planować. No bo na przykład nie wiem, kiedy będę chciała pojechać na jakiś wyjazd, bo te rzeczy jeszcze nie są ogłaszane, ale już na styczeń i luty mam rezerwacje i mam też gdzieś tam na środek roku, już wakacyjne rezerwacje też się pojawiają.

EW:: Super. A czy noclegi też są?

KB:: Tak! Na dole jest sala warsztatowa, kuchnia, łazienka, a na górze są pokoje. I tak jak mówiłam: miejsce jest kameralne, więc tam pokoje są na 8 osób. Zresztą całe miejsce jest zaprojektowane tak jakby na warsztaty z noclegami na 8 osób. Natomiast w sali warsztatowej jest około 12-13 miejsc. Jak robię krąg kobiet, to nawet w 15 się zmieścimy, ale to już wtedy nie ma możliwości, żeby tyle osób nocowało. No i myślę, że gdyby to były dłuższe warsztaty, to też nie byłoby komfortowo. Tyle osób jest wtedy, kiedy to są jakieś krótkie, kilkugodzinne warsztaty albo krąg kobiet, to wtedy w kilkanaście osób spokojnie się mieścimy. Natomiast na takie właśnie kilkudniowe, no to miejsca jest rzeczywiście na 8 osób.

EW:: Ok, ja tak dopytuję, bo w sumie potencjalnie jestem Twoją klientką. Okej, super, fajnie. Także zapisuję sobie… Martyna, jak słuchasz, zapisz tam do miejsc na wyjazd! [śmiech] Ok, super. No ja tak jestem zachwycona tym miejscem i zdjęciami. Właśnie obserwuję sobie, oglądam piękne wnętrza właśnie to jest też takie moje. I jeszcze chciałabym zapytać o nazwę, bo nazwa Twojej marki – Dobrze tu – powstała jeszcze przed miejscem warsztatowym i to się tak w sumie bardzo fajnie połączyło.

KB:: W ogóle nazwa powstała w Latającej Szkole. Ale we wcześniejszej edycji, jak byłam chyba w pierwszej edycji w jakiej byłam. I było tak, że właśnie ja szukałam nazwy i najpierw przyszła mi do głowy nazwa „Dobrze mi tu”. Tylko, że wygooglowałam i okazało się, że taka nazwa już istnieje. Zresztą niedawno śmiałam się, bo byłam na masażu Marii Drabik, którą zresztą też znam z Latającej Szkoły, i jak wychodziłam z gabinetu, to właśnie okazało się, że tam, tuż obok jest to miejsce, które się nazywa  Dobrze mi tu. I to jest takie miejsce chyba bardziej jogowe, w każdym razie związane z ruchem. No i zobaczyłam, okej, no ta nazwa już jest wzięta, nie będę jej powielała. No i tak dalej myślałam, nic mi nie przychodziło i napisałam na grupie w Latającej Szkole, że właśnie, że przyszła mi taka nazwa i myślę dalej. Na razie nie mam pomysłu na coś innego. No i jedna osoba mi odpisała No to po co ci to „mi”? To nie jest o Tobie, że to Tobie ma być dobrze, tylko że dobrze tym osobom, które do Ciebie przychodzą i biorą udział w warsztatach itd. No i mówi: No to może „Dobrze tu”. I ja tak stwierdziłam: wchodzę w to! Ja też miałam takie podejście, że nie chcę utknąć w myśleniu o tym, że jaka nazwa i w ogóle czekać na taki moment, aż ta nazwa będzie jakaś idealna.

I tak samo zresztą miałam ze stroną internetową, że ją zrobiłam i stwierdziłam dobra, zaczynam działać. I to zresztą też jest mocne, tak jak Agata uczy, żeby działać w locie i potem dopracowywać kolejne rzeczy. No więc zaczęłam z tą nazwą i z takim założeniem, że dobra, jak mi przyjdzie coś lepszego, to może ją później zmienię. Natomiast okazało się, że nazwa bardzo chwyciła i że ona jest tak łatwo zapamiętywalna, więc nie ma problemu z przypomnieniem sobie, co wpisać w internecie, żeby mnie znaleźć i że ona w ogóle wielu osobom się podoba. I też wiele osób mówi o tym, że ona i oddaje klimat tego miejsca, ale też oddaje klimat mnie i że często jak kończymy warsztaty, to na przykład ktoś mówi, że nie chce mu się wyjeżdżać i mówi: „No dobrze, tu”.

Ale rzeczywiście, nazwa powstała wcześniej niż miejsce i wtedy, kiedy o niej myślałam, ja już wtedy może miałam jakieś takie zalążki myślenia, że może miejsce, ale to było jeszcze takie, powiedziałabym, jeszcze takie marzenie. Takie jakieś takie, że coś tam może już kiełkowało, ale jeszcze tego nie mówiłam na głos. Ale ja też myślałam o tym, że to wszystko, co ja teraz robię, a wtedy to było na etapie chcę robić, że to ma być o tym, żeby nam było dobrze w relacji ze sobą, w relacji z innymi, w swoim ciele, w uczeniu się, w życiu. I że dla mnie to „dobrze” było takie uniwersalne, że to można odnieść do wielu rzeczy i że też czułam to także, że niezależnie od tego, w jakim kierunku ja potem pójdę, to i tak tę nazwę to w sobie mieści. Niezależnie od tego, czy ja zrobię nagle jakiś inny temat warsztatów, to i tak czułam, że to dalej będzie się mieściło w tym, w tym, co chciałam przez tę nazwę oddać.

EW:: Czuję to, bardzo mi bliskie. W ogóle to to, co teraz o tej nazwie powiedziałaś, ale też w ogóle to, co robisz, te tematy, którymi się zajmujesz. I chciałam cię podpytać o jakieś takie twoje wskazówki, np. bardzo częsty temat, który się pojawia, gdy piszą potencjalne klientki, ale też po prostu w rozmowach na Instagramie – czyli wewnętrzny krytyk. Jakie masz wskazówki? Czy da się zrobić z wewnętrznego krytyka wewnętrznego przyjaciela, wewnętrznego kibica?

KB: No tak, to jest jeden z głównych tematów, z którymi pracuję. Ja przez chwilę też używałam określenia „wewnętrzny przyjaciel”, ale potem stwierdziłam, że to w sumie nie do końca jest przyjaciel. Mam takie poczucie, że wewnętrznego przyjaciela też możemy w sobie wykształcić, ale że to jest już inna część. Natomiast jeśli chodzi o tego krytyka, to te rzeczy, których ja uczę, często sprawiają, że krytyk się zmienia. On wręcz często się transformuje, ale to coś od czegoś się zaczyna. Też ta relacja z krytykiem się zmienia i w momencie, kiedy on się zmienia, to różne osoby później to różnie nazywają. Coś tam się wydarzyło i dla niektórych to jest później bardziej takie właśnie „wewnętrzny kibic”. Ja czasem też mówię wewnętrzna cheerleaderka, i to też wzięłam od jednej osób, która po prostu tak to określiła. A czasem to jest bardziej taki wewnętrzny wspieracz. I też jest tak, że właściwie ten krytyk, jak się go dobrze pozna, to się okazuje, że w jakimś sensie od zawsze był naszym takim wspieraczem. Tylko on to strasznie mało konstruktywnie komunikuje. I to jest tak, że on naprawdę chce dobrze i ma dobre intencje. Tylko jest to naprawdę bardzo trudno zobaczyć na początku. No bo on mówi w taki sposób bardzo surowy, krytyczny, ostry. Sabotuje, więc czasem wycofuje, a czasem z kolei odpychająco, jakby miał bacik i w ogóle nas gdzieś tam wypychał, więc to może być też w różnych kierunkach.

No i często jak ja o tym mówię, to na początku niektórzy mówią: Boże, co ta Karolina opowiada, jak to krytyk chce dla mnie coś dobrego zrobić? No i zdarzają mi się osoby na warsztatach, które mówią „No, ja to w ogóle przewracałam oczami, jak czytałam te twoje posty, że ten krytyk ma dobre intencje”. No ale później na warsztatach, jak kroczek po kroczku przechodzimy przez różne rzeczy związane z krytykiem, to na końcu naprawdę jest tak, że większość osób już z łatwością to widzi i potrafi też odkryć, o co temu krytykowi chodzi i jaka jest ta pozytywna intencja. I dla wielu osób to jest taka bardzo duża zmiana perspektywy. Często to jest w ogóle wzruszające, takie poruszające. No i zadziewa się duża zmiana, mimo że my nie robimy nic temu krytykowi, bo często takie intuicyjne podejście jest, że często od tego zaczynamy warsztaty, że dużo osób mówi, że w ogóle nie chce mieć tego krytyka, że się chce go pozbyć, że niech on spada i w ogóle, że nie lubią tej części. No a później, krok po kroku, się z tymi naszymi krytykami zapoznajemy. I ja to robię tak, że jak już dochodzimy do takiego głównego ćwiczenia, to żeby już wszystkie osoby były gotowe, żeby w ogóle z tym krytykiem sobie porozmawiać, sprawdzić, o co mu chodzi.

No i rzeczywiście później z czasem, jak się do tego wraca, ale też po samym warsztacie jest tak, że tam już się zadziała duża zmiana, a później jak się do tego wraca, to naprawdę jest tak, że ten głos się może mocno przetransformować. Ja też mam takie doświadczenia osobiste, że ja krytyków miałam kilku (my często mamy więcej niż jednego krytyka wewnętrznego) i ja nawet nie wiedziałam, że taki punkt docelowy w ogóle jest możliwy, że w tej chwili jest tak, że ja bym powiedziała, że oni się jakby wyczyścili z takich głosów, które trochę jakby mieli nagrane na jakąś taśmę magnetofonową i sobie tak odtwarzali. I to były takie rzeczy. W psychologii to się nazywa, że one są zinternalizowane, uwewnętrznione – dokładnie takie komunikaty, jakie słyszałam od różnych osób gdzieś tam w toku mojego życia. I to było takie jakby odtwarzane z taśmy – no to w tej chwili tego już w ogóle nie ma, że tak jakby ci krytycy sobie to wymyślali. Natomiast ja czuję, że te części nadal istnieją, ale one są inne i że teraz jak coś mówią, to w tym nie ma w ogóle żadnego ładunku emocjonalnego, że te wcześniej to były takie krytyczne trochę, takie wbijanie szpileczki albo czasem wręcz wbijanie dzidy po prostu do tego brzucha.

To w tej chwili jest takie, że czasem czuję, że to jest ta sama część i to chyba jest ten krytyk, ale że on mówi coś takiego, co jest jakby bardzo aktualne i na ten moment, a nie, że czegoś się tam nauczył piętnaście lat temu i powtarza po kimś i jednocześnie to już nie jest takie krytyczne, tylko to jest bardziej trochę jak jakaś sugestia. Albo zapala się czerwona lampka. Że coś powiedziałam i nie jestem z tego zadowolona i że to jest niezgodne z moimi wartościami albo z tym jaką chciałabym być osobą.

No to wtedy sobie np. ten krytyk przyjdzie i powie „ej, ale czy ty chcesz tak?” I bardziej, że pokazuje takie ważne momenty, ale nie przychodzi z tą szpilą i nie wbija mi ją w brzuch, tylko bardziej coś stwierdza. Jednocześnie to już nie jest takie kategoryczne, że wcześniej to było takie trochę wszystko albo nic. Zerojedynkowe. Często też jest tak, że właśnie, że krytyk tak generalizuje, czyli powiedzmy popełni się jakiś błąd, to on nie powie „tu popełniłaś błąd”, tylko powie „jesteś beznadziejna, nie nadajesz się w ogóle, wszystko robisz źle” i on się rozlewa na całość, tak jakby to było we wszystkich sytuacjach w życiu. A często nie jest.

EW: Super, pięknie. Kilkukrotnie użyłaś sformułowania „części” i wiem, że jesteś po szkoleniu z Internal Family System, czyli Systemu Wewnętrznej Rodziny. Opowiesz trochę więcej, krótko, co to jest i jak się z tym pracuje?

KB: IFS to jest podejście stworzone przez Richarda Schwartza, a właściwie nie stworzone, bo to nie było tak, że on usiadł i coś wymyślił, tylko bardziej ono zostało wypracowane w kontakcie z klientami. W takim sensie, że Schwartz bardzo obserwował, co wnoszą klienci, co mówią, w jaki sposób mówią i zaczął zauważać, że to jest coś, co często się mówi, że np. część mnie chciałaby czegoś, a część chciałaby czegoś innego. I to może być tak, że np. część mnie chce zmienić pracę, a część mnie właściwie ma tą stabilność. I tak sobie myślisz, że dobra, może zostańmy tu, bo jeszcze może tam będzie gorzej. Albo na przykład część mnie chce się dobrze odżywiać, a część mnie to by w ogóle jadła lody codziennie. No i on zaczął to obserwować i zaczął z tymi częściami rozmawiać. I okazało się, że to działa.

W tej metodzie chodzi o to, że my mamy różne części, tzw. części osobowości albo subosobowości. I od razu mówię, że to jest normalne i wszyscy tak mamy! I te części się uruchamiają w konkretnych sytuacjach, w konkretnych momentach. To można sobie wyobrazić, tak jakbyśmy w głowie mieli takie małe ludziki i że każdy z tych ludzików ma jakieś swoje przekonania na temat świata, jakiś taki swój charakterek, jakieś ulubione tematy. No i te części czasem się pojawiają w różnych momentach i krytyk to jest jedna z tych części, ale my tych części mamy mnóstwo. Ja właściwie mam poczucie, że jeszcze nie mam pojęcia jak bardzo dużo ich jest i to mi bardzo wychodziło. Podczas tego szkolenia mi się wydawało, że ich jest dużo, ale że to dużo, to znaczy tak, nie wiem, kilkanaście, kilkadziesiąt. Ja nie wiem, ile ich jest, ale na szkoleniu zdarzało mi się, że na przykład robiliśmy jakąś medytację.

Pamiętam, jak była medytacja na temat naszych części związanych z uczeniem się, no i mi tam tyle części powyłaziło, że na przykład mam taką część, która jest bardzo ciekawa świata i cały czas coś chciałaby zgłębiać. I to jest taka część, która sprawia, że ja kupuję dużo książek, a tu jakieś kursy, a tu chodzę na warsztaty. I ja mam wrażenie, że ona się nigdy nie wyczerpie. Że ona jest cały czas ciekawa i właściwie cały czas mogłaby coś zgłębiać. Mam taką część kujonowatą, która np. na szkoleniu się objawiała tym, że szkolenie przebiegało tak, że dużo pracowaliśmy nad samymi sobą, no ale jednocześnie uczyliśmy się metody, czyli też prowadziliśmy sesje. No więc z jednej strony było gdzieś tam to grzebanie w sobie, które było też bardzo, no, takie emocjonujące, głębokie, no ale z drugiej strony też trzeba podążać za programem i tym, że codziennie prowadzimy sesje, no i że tam dochodzi coś nowego i może być tak, że jeszcze nie wszystko pamiętam, więc te sesje jeszcze mogą być bardzo niedoskonałe w trakcie szkolenia.

No i mi się tam czasem odpalała od nowa ta część, która ona już by chciała umieć i ona już by chciała pamiętać wszystko i najchętniej to by w nocy w trakcie szkolenia by mnie zapędziła, żebym teraz przeczytała podręcznik i miała wszystko na bieżąco. I na przykład też mi się pokazała taka część, która jest trochę taka buntownicza i ona nie odrabia prac domowych, że dopóki byłam w szkole, to tak grzecznie nadrabiała. Ale jak już skończyłam szkołę i skończyłam studia, to jest taka część, które teraz mam bunt, że żadnych prac domowych. I na przykład zdarzyło mi się parę lat temu chodzić na hiszpański i przez kilka lat kursu nie odrobiłam żadnej pracy domowej.

Na szczęście mi się tam więcej pokazało i to na jeden temat. I my tych części mamy naprawdę dużo i te części wszystkie są potrzebne, one wszystkie mają jakieś ważne cele do spełnienia dla nas i wiele z tych części jest takimi częściami menedżerskim. Więc one nam pomagają ogarniać życie. Więc na przykład sam fakt, że wstajemy rano i np. przychodzimy na czas do pracy albo że w ogóle pracujemy i jesteśmy w stanie to zrobić, to znaczy, że mamy taką część, które to ogarnia, też na przykład ogarnia punktualność. Niektórzy jej nie mają. Albo na przykład możemy mieć część, która ogarnia porządki.

U mnie akurat z nią tak trochę kiepsko. Więc nie jestem najbardziej porządną osobą. Myślę, że mam bardziej część taką, co łatwo robi bałagan. No i właśnie są takie części, które pomagają nam generalnie ogarniać życie. Są takie części, które nas chronią, no i są części, które są wygnane i to mogą być takie części, które powstały w jakiś trudnych sytuacjach. To mogły być albo jakieś traumatyczne sytuacje, ale też takie, które może nie były związane z traumą, ale były po prostu trudne. I na przykład sytuacja, w której doświadczyliśmy jakiegoś bólu, zranienia, odrzucenia i to mogło być na tyle trudne, jeśli nie mieliśmy w tym wsparcia, że te części mogły zostać wygnane. One się zresztą nazywają Wygnańcy.

No i są inne części, które chronią tych Wygnańców, żebyśmy w ogóle nie dotarli tam i nie poczuli tego bólu. Właśnie czegoś takiego bardzo trudnego, co mogłoby nas zalać jakimiś emocjami, że moglibyśmy sobie z tym nie poradzić. I one są takimi częściami ochronnymi. I zresztą często krytyk właśnie chroni jakiegoś Wygnańca. Więc to też w ogóle zmienia perspektywę, że ten krytyk nie jest po to, żeby nas jakoś skrzywdzić, tylko on chroni przed tym, że tam jest jakaś zraniona część i on robi wszystko, żeby nie poczuć tego starego zranienia. Więc to jest dużo też takiej pracy. Ja sporo też na warsztatach robię takiego aktualizowania krytyka, żeby on w ogóle zobaczył, ile my mamy lat, w jakim jesteśmy miejscu w życiu, co już potrafimy, bo często komunikaty, które daje nam krytyk, to one nie są do nas z teraźniejszości, tylko do nas z przeszłości.

Ja często daję przykład, że miałam takiego krytyka związanego z wystąpieniami publicznymi. Ja dokładnie wiem, kiedy on się pojawił – przy porażkach związanych z wystąpieniami, i to już w podstawówce. No i on był taką częścią bardzo blokującą, żeby w ogóle nie wchodzić w żadne wystąpienia, bo to się może skończyć źle, dlatego że ktoś mnie kiedyś wyśmiał w takiej sytuacji. Jak ja to odkręciłam? U mnie to było dużo pracy z zaufaniem, że jak ja już sobie postanowiłam: dobra, ja chcę robić wystąpienia i to jest dla mnie ważne i to też do mojej pracy bardzo pasuje, że to się przyda po prostu.

No i ten krytyk oczywiście się włączał i tam próbował wszystko robić, bylebym tego nie zrobiła, łącznie z odwołaniem wystąpienia, które zaplanowałam. To ja zaczęłam z nim gadać i mu pokazywać. Hej krytyk, ja mam tyle i tyle lat, mam takie doświadczenia i zobacz, prowadzę warsztaty, jest dobrze na tych warsztatach, tam się nic nie dzieje strasznego. No i to wystąpienie jest trochę podobne, tylko tam będzie więcej osób, jakby jest inne. Nie prowadzę ćwiczeń, tylko będę dużo mówić, ale zobacz, ja się przygotuję i naprawdę dobrze się przygotuję i naprawdę zadbam o to, żeby to było dobrej jakości.

No i jak z nim sobie tak pogadałam, to miałam poczucie, że na tym pierwszym wystąpieniu to krytyk sobie siedzi na tym biurku, które było obok mnie, i siedzi, i obserwuje, i sprawdza, co tu się wydarza. I to był taki pierwszy moment, że ja czułam, że on buduje to zaufanie, ale mi je dał na to wystąpienie. No i jak zobaczył, że naprawdę było okej, to on potem odpuścił, już się wyluzowałam, nie? No i na tym polega praca z krytykiem. I generalnie praca IFS-owa polega na tym, że te części często mają jakieś takie skrajne role, albo to są części, które ze sobą są skłócone, albo się nie lubią, albo mają sprzeczne interesy, albo mają pozornie sprzeczne interesy.

Bo jak się zajrzy pod spód, to się okazuje, że często chodzi im o to samo i że tam za tym stoją jakieś podobne potrzeby, ale że mają inne pomysły na to, jak to zrobić. I jak się z tymi częściami pracuje, się z nimi rozmawia, to chodzi o to, żeby one były jakby w większej harmonii między sobą. I to samo z krytykiem. Tu chodzi o to, żeby on zaufał. Często jest też praca z tą zranioną częścią, żeby ją odciążyć, ale też właśnie, żeby krytyk zaufał i zobaczył, ile my mamy lat i co potrafimy itd. On tego nie wie i tak naprawdę chroni jakąś nastolatkę, małą dziewczynkę, wcale nie nas dorosłą.

Tam jest dużo też o takim zaufaniu, o aktualizacji tego systemu, że dzięki tej pracy robi się więcej harmonii w systemie, więcej równowagi, więcej w ogóle porozumienia, dogadywania się między tymi częściami. I ostatnia, ważna rzecz. Oprócz części my też mamy swoje Ja. I to jest taka nasza esencja. I w tej pracy też chodzi o to, żeby pomagać klientowi. Klient chce, żeby zbudować kontakt z tym Ja i żeby jak najczęściej było tak, że ja z tej swojej esencji decyduję, co chcę zrobić w danej sytuacji, jak chcę zrobić. Mogę być w kontakcie z częściami, one też w ogóle przynoszą dużo ważnych informacji, więc często jest tak, że no właśnie, one bardzo chcą pomóc.

No więc fajnie jest z nich korzystać. Ale żeby nie było tak, że to część siada za kierownicą i ona prowadzi, decyduje o moim życiu. Tylko żeby było tak, że mam jak najwięcej kontaktu z tym swoim Ja. I mówi się o takim przywództwie Ja. No oczywiście części są potrzebne. No i jest takie powiedzenie w IFS: Wszystkie części mile widziane. Więc to jest też o takim pojmowaniu swoich kolejnych kawałków i tych, które lubimy, i tych, których nie lubimy. I często to jest tak, że to po prostu inna część nie lubi jakieś części, a nie z tego Ja. To nie ma czegoś takiego, że my nie lubimy.

EW: Ale to jest fajne. Super! Mnie absolutnie fascynuje IFS i też jest w przyszłych planach na jakieś takie dłuższe szkolenie. Ale to co teraz powiedziałaś na końcu, że wszystkie części mile widziane. To się tak łączy z jednym takim dużym tematem, z którym pracujesz, czyli Self-compassion – samowspółczucie, które trochę staje się takie dość modne na Instagramie. Może w mojej bańce, może mi się pojawia, bo gdzieś tam na to patrzę. Tak, ale właśnie co za tym stoi? Czy to nie jest jakaś tylko taka jakaś chwilowa moda? Tylko co? Jaka jest tego esencja?

KB: Wiesz co, jeśli chodzi o tą modę, to mam wrażenie, że my jeszcze daleko w lesie jesteśmy z tym. Ja obserwuję jak jest u nas, a jak w Stanach i że u nas na przykład uważność jest już taka, powiedziałabym, dosyć mocno osadzona. Ja pamiętam, jak byłam na studiach i wtedy uważność była jeszcze taka trochę początkująca. Mnie to już wtedy interesowało, ale to jeszcze nie było jakoś bardzo popularne i też nie było dużo osób, które prowadziło treningi uważności. W tej chwili mam poczucie, że to już jest dużo bardziej znane, że tych treningów uważności jest bardzo dużo i że więcej osób już albo wie, co to jest, albo jakoś ze sobą pracuje nad uważnością.

Natomiast jeśli chodzi o samowspółczucie, self-compassion, no to mam wrażenie, że my jesteśmy właśnie w tym raczkującym momencie, mniej więcej gdzieś pewnie na takim etapie, jak ta uważność była wtedy, kiedy ja byłam na studiach. No właśnie, trochę zależy, w jakiej bańce jesteśmy. W zależności od tego, kogo obserwujesz, no to trochę już tych treści na ten temat się pojawia, ale mam poczucie, że naprawdę to jest taki jeszcze raczkujący temat. Ja często też, jak o tym mówię, to też nazywam to innymi słowami, bo nie zawsze ludzie wiedzą, co to jest samowspółczucie. A też jest tak, że słowo współczucie w języku polskim ma takie nie do końca pozytywne skojarzenia, bo często współczucie nam się kojarzy, że jak na przykład mówimy, że komuś współczuję, to w tym jest jakiś taki element użalania się, trochę stawiania się wyższości, że ja jestem trochę wyżej niż ta osoba, ja jej współczuję.

A  to zupełnie nie o to chodzi! Ja się śmieję, bo ja też się sporo uczyłam NVC i tam z kolei się mówiło o empatii. I zawsze tam empatia była pokazywana w kontraście do współczucia i było mówione, że współczucie to czucie tego samego, co ta osoba czuje, a jak z kolei się uczyłam współczucia, to tam się mówi, że to nie jest empatia, bo empatia to jest czucie tego, co ta druga osoba czuje, więc się zawsze z tego śmieję, że w zależności od tego, w którym środowisku jesteśmy i w jakiej bańce, to tam trochę inne definicje są. Więc powiem czym jest samowspółczucie.

Samowspółczucie to jest traktowanie siebie z taką życzliwością, łagodnością, wyrozumiałością z jaką traktujemy osoby, które są nam bliskie, które darzymy jakimiś ciepłymi uczuciami. I w podejściu samowspółczucia mówi się o takim towarzyszeniu sobie w momentach, które są trudne. Jako ludzie doświadczamy wielu trudnych rzeczy i też sporo tu się mówi o tym, że i nasze życie jest nieidealne i że my jako istoty, jako ludzie też jesteśmy nieidealni, że każdy z nas popełnia jakieś błędy, doświadcza jakichś trudności, doświadcza jakichś porażek. No i właśnie samowspółczucie uczy tego, jak być ze sobą w tych wszystkich sytuacjach. Trochę tak, jak potrafimy być z osobami, które są nam bliskie. I często jest tak, że do innych potrafimy to skierować, a do samych siebie jest trochę trudniej. No i właśnie samowspółczucie uczy, jak to robić.

EW: Pięknie, pięknie. Dobra, to jakbyśmy chciały się nauczyć tego samopoczucia albo popracować z wewnętrznym krytykiem, to oczywiście możemy się wybrać do Ciebie na warsztaty. Opowiedz trochę jakie masz tematy tych warsztatów i jak się można na nie zapisać i gdzie szukać informacji.

KB: Ja dosyć często prowadzę warsztaty właśnie stacjonarne. U mnie w miejscu warsztatowym, one po prostu mają tytuł Samowspółczucie, self-compassion i praca z wewnętrznym krytykiem. I to są takie trzydniowe warsztaty, chociaż to nie tylko to. Właśnie teraz, w weekend miałam te warsztaty i później jak dziewczynom wysłałam materiały po warsztatach, to dostałam w odpowiedzi maila. „O matko, Karolina, ile Ty jeszcze tego dla nas masz?” Więc to jest tak, że spotykamy się na 3 dni i to jest takie bardziej głębokie zanurzenie w te tematy, i tam się bardzo dużo wydarza. I później w związku z tym, że dla mnie jest ważne to, żeby to naprawdę przynosiło efekty, więc ja bym nie chciała czegoś takiego, że ktoś przyjeżdża na 3 dni, ok, tutaj czegoś doświadcza i tam już tak naprawdę już zachodzi jakaś zmiana, ale nie chciałabym, żeby było tak, że te osoby wyjeżdżają i w ogóle koniec dnia i zapominają o tym. Więc ja robię tak, że później jeszcze przez 6 tygodni, na początku każdego tygodnia wysyłam jakieś takie małe rzeczy, wysyłam nagranie medytacji, wysyłam nagranie jakiegoś webinaru mojego, bonusy i na przykład jakąś taką mikro pracę domową. Na przykład po pierwszym tygodniu uczestniczki dostały taką mikro pracę domową, żeby codziennie samą siebie zapytać co teraz czuję i czego potrzebuję. Bo też trochę rozmawiałyśmy o temacie potrzeb. I to jest trochę jak uczenie się nowego języka, bo jeśli ktoś nigdy się nie zastanawiał nad tym, jakie ma potrzeby, no to trochę tego trzeba się najpierw nauczyć.

Ale my też rzadko sobie zadajemy takie pytania: czego ja potrzebuję? No więc to jest takie ćwiczenie, żeby w ogóle zacząć sobie budować taki nawyk, żeby w ogóle zaglądać w to miejsce, co czuję i czego potrzebuję. No i właśnie przez kilka tygodni wysyłam te materiały i też można do mnie pisać. Czasem jest tak, że ktoś pisze coś, co tam się jeszcze zmienia, co się wydarza. I to jest jedna opcja, czyli te warsztaty na żywo. A druga opcja, to ja też prowadzę te sama warsztaty w wersji online i to nie jest kurs online, to nie jest taki kurs, że się samemu siedzi i coś tam przerabia, tylko rzeczywiście to są warsztaty, one są na Zoomie, rozłożone na 6 tygodni, czyli w każdym tygodniu się spotykamy na 3-godzinnych warsztatach. No i wtedy sobie tak krok po kroku przechodzimy przez te tematy i de facto program tu i tu jest praktycznie taki sam. Nawet część osób jest takich, że im bardziej pasuje wersja na żywo i też sobie wolą pobyć w tej grupie i gdzieś tam się oderwać od swojej codzienności i być tylko w tym doświadczeniu. Dla części osób jest wygodniej właśnie być w domu i tak, żeby to było po kawałeczku, a nie wszystko naraz.

Więc tak naprawdę dla takich dwóch grup mam te warsztaty, no i wtedy, kiedy to są te 6-tygodniowe warsztaty, to spotykamy się raz w tygodniu o tej samej porze na trzy godziny i naprawdę jest też tak samo praktycznie warsztatowo, jak podczas pracy na sali. No a oprócz tego ja udostępniam właśnie nagrania swoich webinarów, gdzie jest też cała wiedza i cała ta baza merytoryczna. Także na warsztatach jest mi szkoda tracić czasu na to, że ja będę siedzieć i gadać. Więc jakby tę całą część teoretyczną po prostu można we własnym zakresie sobie obejrzeć pomiędzy. I też wiem od wielu osób, że z tego też też bardzo czerpią i że te webinary też im dużo dobrego robią i też dużo, dużo zmieniają. No więc to jest dosyć bogaty program.

Ja też często zachęcam do tego, żeby na początku i na końcu sobie wypełnić test na Self- compassion. To jest taki test stworzony przez Kristin Neff i jej zespół i on bada wszystkie komponenty, samowspółczucie i ich przeciwieństwa. I rzeczywiście to jest taki naprawdę test psychologiczny. Prawdziwy, ze zbadaną trafnością, rzetelnością, więc to nie jest jakaś tam psychozabawa z gazety. I ja zawsze zapraszam do tego, żeby na początku jak zaczynamy wspólną pracę i na końcu zrobić sobie ten test. No i oprócz tego, że tak naprawdę wszystkie na tych warsztatach widzimy, ile się zmieniło i to też uczestniczki komunikują, no to ten test też pokazuje swoje.

Ja nawet jak pierwszy raz to zrobiłam, to ja byłam naprawdę zaskoczona ile ile tam się zmieniło w 6 tygodni. I śledziłam też badania na ten temat że najczęściej treningi trwają 8 tygodni, a akurat tutaj zrobiłam 6 tygodni. Ja też trochę czerpię z treningu Self-Companiossion, ale tam trochę dodałam swoich rzeczy, więc np. praca z krytykiem jest bardzo IFS-owa. Trochę NVC, trochę neurobiologii. Ja jestem taką osobą, która łączy różne rzeczy i z badań wynika, że tak naprawdę ten poziom współczucia od zerowego do szóstego tygodnia wzrasta, później już się stabilizuje. Więc to moje 6 tygodni jakoś dobrze wyczułam, że tyle będzie ok i że później jak są badania po pół roku, to rzeczywiście się utrzymuje.

Ja też mam częsty kontakt z osobami, które u mnie biorą udział w warsztatach i naprawdę piszą, że to długofalowo też działa. Często jest tak, że wiele osób albo na przykład wcześniej było w terapii, później przyszło do mnie, albo na odwrót najpierw było u mnie i zobaczyło, że przy okazji jeszcze terapia będzie dobrym wsparciem, później poszła na terapię albo równolegle. I często też mi mówią o tym, że te warsztaty też im pomogły pójść dużo dalej w terapii, bo blokowały takie rzeczy, które im nie pozwalały niektórych rzeczy sobie przepracować. Więc to też jest super, że to też jest wsparciem do innej, do innej pracy.

EW: Okej, Karolina, to, gdzie możemy Cię znaleźć?

KB: Wystarczy wpisać albo moje imię i nazwisko, czyli Karolina Buszkiewicz, albo hasło Dobrze tu. Czyli i tak moja strona internetowa to jest dobrzetu.pl. Jestem na Facebooku i na Instagramie właśnie pod hasłem Dobrze tu i mam profile, dobrzetu i dobrzetu.miejsce, czyli dla dla miejsca warsztatowego. Są oddzielne profile, ale z profilu dobrzetu tak naprawdę wszystko można znaleźć. I też u mnie na stronie internetowej są różne bezpłatne materiały, więc można sobie zajrzeć do medytacji, do webinarów. Kilka webinarów mam udostępnianych bezpłatnie na YouTubie. I ja też piszę na portalu O psychologii, więc tam można zajrzeć do artykułów, które piszę. Między innymi o samowspółczuciu i o wewnętrznym krytyka. Są tam artykuły, ale też inne i czasem recenzje książek psychologicznych. No więc to polecam i to. Albo bezpośrednio można szukać na portalu opsychologii.pl, albo ode mnie ze strony się przeklikać. Tam też jest link.

EW: Wszystkie linki podam w notatkach do tego odcinka, więc nie musicie szukać sami! Karolina, dziękuję Ci za tą piękną, wspaniałą rozmowę. Dużo za to, że wieloma ważnymi rzeczami podzieliłaś się, bo i to był dla mnie absolutny zaszczyt porozmawiać z Tobą. I raz jeszcze dziękuję Ci za przyjęcie zaproszenia.

KB: Ja dziękuję za zaproszenie i za rozmowę.

EW: Super, dzięki piękne Karolina do usłyszenia.

Fascynująca historia spełnionego marzenia. Także mnóstwo wskazówek o tym, jak być dla siebie łagodniejszą, jak pracować z wewnętrznym krytykiem od Karoliny. Mam nadzieję, że Wam podobało się tak samo jak mi. Zapraszam serdecznie na emiliawojciechowska.com/30, gdzie znajdziecie wszystkie linki do Karoliny i wszystkie, o których wspominamy w trakcie rozmowy, a także transkrypcję tego odcinka. Pamiętajcie o kolejnym odcinku podcastu Niezarobiona jestem już za dwa tygodnie. Dzięki serdeczne i do usłyszenia!