Miałam ten wpis napisać zaraz po tym, jak odebrałam w marcu od kuriera osiem wielkich pudeł pełnych świeżo wydrukowanych książek „Idealnie Dopasowana. Kariera szyta na miarę”. Byłby on przepełniony emocjami, ale i wymęczony, bo po napisaniu książki miałam tak ogromną blokadę pisarską, że musiało minąć niemal pół roku, bym wróciła do w miarę regularnego pisania na blogu. Dziś postaram się przywołać te wszystkie uczucia, ale jednocześnie dodam do tego półroczny dystans. No i odpowiem na pytanie zawarte w tytule 🙂
W tym wpisie...
Po co mi to było?
Po co mi to było? Na co mi ta książka, nie mogłam wydać ebooka? Co mi w ogóle przyszło do głowy, żeby brać się za samodzielne wydawanie książki? Gdzie tam ja taka sierotka biorę się za taki wielki projekt… – to autentyczny zapis moich myśli, kłębiących się tym bardziej, im bliżej było do daty premiery i im więcej problemów po drodze się pojawiało.
To, że chcę napisać kiedyś książkę, wiedziałam właściwie już w dzieciństwie. Bardziej konkretna tematyka zarysowała się, gdy zaczynałam własną działalność, natomiast ostateczne “Robię to!” pojawiło się w kwietniu 2019 r., gdy wyzwanie “Napisz książkę, a napiszę Ci do niej opinię” rzucił ze sceny “Życia Pełnego Pasji” Jakub B. Bączek, mój mentor z Akademii Trenerów Mentalnych. Jeśli spojrzycie na tył okładki mojej książki, przekonacie się, że wyzwanie podjęłam i ukończyłam 😉
Napisać to jedno, a co z wydaniem? Pomysł samodzielnego wydania książki narodził się po wnikliwym przeanalizowaniu wpisów i podkastów Michała Szafrańskiego, autora bloga Jak Oszczędzać Pieniądze i książki Finansowy Ninja, zdecydowanie największego polskiego sukcesu self-publishingowego (ponad 100.000 sprzedanych egzemplarzy, przychody brutto ze sprzedaży 8,56 mln złotych, zysk na rękę autora 4,36 mln złotych – a nie dwa razy mniej, jak błędnie podałam na swoim story na Instagramie ;)).
Wiedziałam, że nie zarobię na książce kokosów, m.in. dlatego, że nie mam aż tak dużej społeczności jak Michał, ale nie robiłam tego dla sukcesu finansowego. Chciałam wzmocnić swoją markę eksperta, a jednocześnie przelać na papier, w jedno miejsce, wszystkie moje przemyślenia na temat planowania swojej kariery zawodowej, które wyniknęły ze zdobytej wiedzy i doświadczenia w pracy z klientami.
Chciałam u Czytelników wywołać to, czego wywoływanie wychodzi mi naturalnie – spokój. I takie właśnie sygnały od nich dostaję. Chciałam przekazać, że można budować swoją karierę w zgodzie ze sobą, na własnych warunkach, bez ciśnienia, równocześnie elastycznie dopasowując się do otoczenia. Jednocześnie chciałam, by było to dostępne dla jak największej liczby osób – indywidualna praca coachingowa ze mną nad tematem kariery to ponaddwudziestokrotność ceny książki.
Nie nastawiałam się na kokosy, ale jednocześnie nie chciałam dostawać 2-3 zł ze sprzedaży każdego egzemplarza, bo tak by to pewnie wyglądało, współpracując z wydawnictwem. Nie po paru latach zbierania doświadczenia, paru miesiącach pisania, po wielu godzinach researchu, by wzbogacić książkę o badania, statystyki, ciekawostki. Nie chciałam też oddawać kontroli nad treścią, wyglądem itp. Niezależność to moja bardzo silna wartość. Książka miała być naprawdę moja – dlatego właśnie wybrałam self-publishing.
No, to już wiadomo, po co. A teraz: dlaczego nigdy więcej.
Spodziewane-niespodziewane problemy przy samodzielnym wydaniu książki
Michał Szafrański wykonał naprawdę dobrą robotę, raportując cały proces wydawania książki. Dzięki temu wiedziałam, jakie kroki po kolei warto podjąć, na co zwrócić uwagę, czego się spodziewać… teoretycznie byłam przygotowana. W praktyce: nigdy nie jesteś przygotowany w 100%, dopóki sam tego nie przeżyjesz!
Mimo wszystko, mimo tego, że czytałam, wiedziałam… to jednak zaskoczył mnie ogrom roboty. Pisanie to pikuś przy całej reszcie. Koordynowanie takiego dużego przedsięwzięcia to ogromne obciążenie psychiczne (nie wspominając o fizycznym). O tylu rzeczach trzeba pamiętać, tyle procesów dzieje się jednocześnie! Podsumowując – jakie zadania były do wykonania przeze mnie…
- napisanie książki 😉
- kontakt z redaktorką (i jednocześnie korektorką) – akceptacja poprawek, wyjaśnienia co miałam na myśli, dopisywanie gdy czegoś brakowało (to uczucie, gdy myślisz, że już pisanie skończone i okazuje się, że jednak nie…). Na szczęście jestem całkiem dobra w pisaniu i języku polskim, więc nie było tego jakoś szczególnie dużo 😀
- kontakt z graficzką, która jednocześnie zajmowała się składem (dziękuję sobie za taką decyzję, gdyby to były różne osoby, to bym zwariowała :D) – opisanie, jakich potrzebuję ilustracji i co dokładnie mam na myśli, opisanie, gdzie mają się pojawić “dopiski z boku” i inne moje wymysły, ocena projektów, sprawdzanie czy wszystko dobrze “leży” (w praktyce musiałam kilkukrotnie przeczytać całą książkę z pełną uwagą na rozmieszczenie ilustracji, przypisów itp.). Bywało, że po którejś poprawce część tekstu znikała i wszystko zaczynało się od początku. Na całe szczęście nie musiałam tłumaczyć, jak sobie wyobrażam layout książki – to graficzka “wyczytała mi w myślach”. Serio, nie powiedziałam ani słowa o tym, jak ma książka wyglądać, a wygląda dokładnie tak, jak chciałam 😀
- współpraca z Bohaterami – zaproszenie ich do projektu, wyjaśnienie idei, zebranie ich wypowiedzi, zdjęć i zgód na publikację wizerunku. Najwięcej problemów było ze zdjęciami, bo okazuje się, że “zwykli śmiertelnicy”, którzy nie prowadzą biznesów online nie robią sobie profesjonalnych sesji zdjęciowych 😉 I zdjęcia z domowego archiwum nie zawsze nadają się jakościowo do druku 😉
- zebranie ofert od drukarni, kontakt z nimi, co owocowało też zmianami w projekcie książki – musiałam zrezygnować z wielu kolorowych stron, bo kolorowy druk niebezpiecznie podnosi koszty! A do tego zamartwianie się, dlaczego druk tak długo trwa 😉
- kwestie promocji, przedsprzedaży i sprzedaży – m.in. zaplanowanie działań, harmonogram przedsprzedaży wraz z benefitami, grafiki do social media, kampania newsletterowa, landing page sprzedażowy, ustawienie sklepu internetowego, podpięcie wszystkiego razem, by wszystko działało automatycznie, ustawienie reklam na Facebooku…
- zamówienie numeru ISBN (a po przyjściu wysłanie egzemplarzy obowiązkowych do 15 bibliotek, m.in. Biblioteki Narodowej w Warszawie),
- logistyka – analiza, czy lepiej zająć się tym samodzielnie, czy zlecić firmie zewnętrznej (zdecydowałam się ostatecznie zająć się wysyłką samodzielnie, a to urodziło nowe zadania, od znalezienia odpowiednich opakowań po ogarnięcie systemu do wysyłki paczek, ogarnięcie zamówień…),
- gadżety – dla pierwszych klientów, którzy zamówili książkę w przedsprzedaży – przeszukanie internetu w poszukiwaniu firmy która zajmuje się niskimi nakładami, zamówienie, akceptacja projektu, a w końcu zamówienie totalnie czegoś innego, bo firma “gadżetowa”, która miała zrealizować moje zamówienie, totalnie mnie w pewnym momencie olała. Nie odpisywali na maile i nie odbierali telefonów. Na szczęście jeszcze nic im nie płaciłam, więc kosztowało mnie to tylko mnóstwo nerwów,
- komunikacja – ponieważ data premiery kilkukrotnie się przesuwała, na każdym etapie informowałam osoby, które zamówiły książkę w przedsprzedaży, co się aktualnie dzieje i kiedy mogą się spodziewać przesyłki. Tutaj wysyłam ogromne podziękowania za cierpliwość i wsparcie 🙂
- zamartwianie się tym wszystkim 😀
- jednocześnie normalnie prowadziłam biznes, robiłam sesje z klientami, tworzyłam nowe produkty online, prowadziłam social media. W takich bardziej technicznych kwestiach wspierała mnie wirtualna asystentka, ale zlecenie jej zadań to też zadanie 😉 Aa no i jeszcze kończyłam Akademię Trenerów Mentalnych (trzeba było się uczyć do egzaminu, a nie robiłam tego z 3 lata! :D).
Zaskoczyły mnie też koszty druku i czas realizacji zamówienia przez drukarnię. U Michała przeczytałam, że jego dodruk bodajże 10.000 egzemplarzy drukował się dobę. Stwierdziłam, że moje 500 sztuk to się zrobi w takim razie w godzinkę 😀 Nie wiem, czy taka była prawda, ale nie wzięłam pod uwagę, że przecież drukarnia ma też inne zamówienia w kolejce 😉
To wszystko spowodowało też, że nie miałam już za dużo energii na promocję książki i nie zrealizowałam wielu pomysłów, które zaczynam realizować dopiero teraz. Nie nagrałam na przykład filmiku promocyjnego. Liczyłam na lepsze wyniki przedsprzedaży, ale bez większej promocji to było niemożliwe – sprawiło to, że większość kosztów pokrywałam z własnej kieszeni. Wniosek na przyszłość: najpierw plan promocji, potem cały proces wydawniczy, żeby potem już w tym całym zamieszaniu nie porywać się jeszcze na marketingową kreatywność.
Nigdy więcej samodzielnego wydania książki?
Pod koniec byłam zmęczona tak, jakbym codziennie biegała maratony. Pisałam do redaktorki: “Julita czy to normalne że im bliżej wydania książki tym bardziej mam jej dość i wcale jej nie chcę? 🤦♀️” A ona uspokoiła mnie, że tak, to normalne 😉 Ale wszystko minie, gdy już przyjdzie z drukarni.
I dokładnie tak było.
Gdy musiałam w sumie kilkanaście razy książkę przeczytać przed drukiem, miałam jej dość. Znałam na pamięć każde zdanie. Nudziła mnie.
Ale gdy teraz ściągam ją sobie z półki, otwieram na losowej stronie i sobie czytam… to jestem zachwycona! Serio, jestem tak z siebie dumna, tak mi się podoba to, co i w jaki sposób napisałam, że czytam sobie czasem tak po prostu dla przyjemności. Od Czytelników otrzymuję w większości pozytywne opinie (póki co jedyny “negatywny” komentarz w serwisie Lubimy Czytać dotyczy tego, że komuś nie podoba się mój styl. Ok – wiadomo, nie każdemu moje pisanie przypadnie do gustu).
Na koniec zdradzę Wam, że… piszę już kolejną książkę. Będzie to kontynuacja “Idealnie Dopasowanej”, ale bardziej pod kątem prowadzenia własnego biznesu. I… oczywiście, że wydam ją samodzielnie, tylko się droczę! 😀 Teraz będę już mądrzejsza o własnej doświadczenia. Mam nadzieję, że uda mi się uniknąć wszystkich błędów i pułapek.